XIX stulecie to już inna opowieść, bo Białogard przestał być jedynie średniowiecznym miasteczkiem z targiem i kościołem, a zaczął przypominać organizm, który tętni nowoczesnością. Gdy na stację wjechał pierwszy parowóz, mieszkańcy poczuli, że świat naprawdę się otwiera – węgiel, drewno, zboże, a wraz z nimi ludzie i nowe idee płynęły teraz nie tylko rzeką Parsętą, ale i żelaznymi szynami. Na obrzeżach miasta wyrastały zakłady przemysłowe, a rzemieślnicy przeradzali się w przedsiębiorców. W niedzielę, kiedy dzwony wzywały na nabożeństwo, elegancko ubrani mieszczanie przechadzali się brukowanymi ulicami, a w powietrzu unosiło się poczucie, że oto Białogard stał się częścią większej opowieści – pruskiej potęgi gospodarczej i nowej Europy. Był to czas nadziei i nowych możliwości, czas, gdy wierzono, że maszyna i człowiek mogą razem stworzyć świat lepszy, bogatszy i trwalszy niż dotąd.
Ale historia nie zna długiego pokoju. Wiek XX przyniósł próby, którym nie oparło się żadne miasto. Pierwsza wojna światowa nie obróciła Białogardu w ruinę, lecz zabrała wielu jego synów na front, a w domach pozostała pustka i niepewność. Po niej nadeszły lata inflacji i kryzysu – pieniądze traciły wartość szybciej niż zdążyło się je wydać, sklepy pustoszały, a bezrobocie dawało się we znaki. Ludzie, którzy jeszcze niedawno wierzyli w nieprzerwany marsz ku lepszemu jutru, musieli mierzyć się z codziennością trudną, szarą i pozbawioną dawnej wiary w postęp.
Druga wojna światowa zmieniła wszystko ostatecznie. Miasto, które przez pokolenia żyło w niemieckiej orbicie, stało się częścią III Rzeszy, a wojna, choć nie przyniosła mu takich zniszczeń jak wielkim metropoliom, na zawsze odmieniła jego los. W 1945 roku wkroczyła Armia Czerwona – to był moment, gdy kurtyna dawnych dziejów opadła i rozpoczął się nowy akt. Niemieccy mieszkańcy, którzy od wieków nazywali to miejsce swoim domem, musieli odejść. Ich domy, warsztaty, sklepy – wszystko, co stanowiło ich życie – przejęli nowi ludzie, Polacy przybyli z Kresów Wschodnich i z centralnej Polski. Przywieźli ze sobą własne wspomnienia, zwyczaje i historie, które na obcej im ziemi stały się początkiem nowej opowieści.
Białogard zmienił twarz, ale nie zatracił ducha. Pamięć dawnych wieków nie została wymazana – tkwiła w murach, w brukowanych ulicach, w starych kościołach i cichym szumie Parsęty. To ona, jak kamienie ułożone w fundamentach, sprawiła, że miasto mogło rosnąć dalej, choć już w zupełnie innej, polskiej tożsamości. I właśnie dlatego Białogard jest dziś miejscem, gdzie przeszłość i teraźniejszość nieustannie ze sobą rozmawiają – cicho, ale wyraźnie, dla tych, którzy chcą ich słuchać.