Pytanie za sto punktów: komu przeszkadzał legendarny Free Blues Club w Szczecinie? Przez lata był schronieniem dla gitarowych maruderów, miłośników riffów i tych, którzy w bluesie znajdowali ostatnią deskę ratunku przed disco polo. Teraz, zamiast dymu z kadzideł i zapachu wzmocnionego pieca, zostały nam wspomnienia… i Facebookowe grupki pełne westchnień.
No i po co było likwidować coś, co miało duszę? Kto teraz wyprowadzi bluesa na spacer po Szczecinie? Gdzie teraz szukać solidnego jam session? Może czas zapytać: czy miasto naprawdę musi być aż tak nowoczesne, żeby nie było miejsca na prawdziwe granie?
Dla kogo ta cisza?